Lęk jest częstym towarzyszem problemów psychicznych. Ba, w niektórych przypadkach wysuwa się na prowadzenie jako główny kłopot. W diagnozach psychiatrycznych sporo jest „zaburzeń lękowych” czy „zaburzeń depresyjno-lękowych” (w ostatnich latach określenie „zaburzenie lękowe” zastąpiło dawniejsze określenie „nerwicy” jako zbyt ogólne). Do gabinetów, poradni czy szpitali trafia coraz więcej osób nie radzących sobie z nagłymi atakami paniki, ze wzmożonym niepokojem czy z fobiami. Problemy te potrafią skrajnie nadwyrężyć psychikę, niszcząc zarówno umysł, jak i ciało. Długotrwały stres, w postaci kortyzolu, nawet psychologiczne obawy dotyczące życia i zdrowia jest w stanie zamienić na konkretne powikłania. Faktem jest, że nim dana osoba zapadnie na depresję, zazwyczaj towarzyszy jej mnóstwo lęku odbierającego nadzieję kawałek po kawałku, aż do zupełnego wyczerpania jej zasobów. Depresja staje się wtedy końcem jakiejkolwiek walki, psychicznym grobem człowieka.
Najpoważniejszą jednak manifestacją lęku są psychozy, jak np. choroby schizofreniczne, pod wpływem których chory ma wrażenie, że ciągłość jego istnienia jest nieustannie zagrożona. Człowiek wskazuje, że rozpada się lub tonie w egzystencji niczym w pochłaniającym oceanie lub że jest ofiarą potwornego, chronicznego prześladowania ze strony bliskich, bóstwa czy diabła. Obiekt prześladowczy, stanowiący projekcję podmiotu, przywdziewa różne maski.
Silne natężenie lęku ostatecznie niemal zawsze upośledza, a nieraz wyniszcza funkcjonowanie społeczne czy zawodowe osoby cierpiącej. Lęk dla wielu ludzi staje się władcą absolutnym, któremu poświęca się każdą myśl i każdy czyn w celu zaspokojenia go na tyle, aby znikł. Jest to jednak władca kapryśny… Jego zachcianki wydają się być wyjątkowo zagadkowe. Właściwie nie wiadomo, o co chodzi.
W tym miejscu wyłania się zasadnicza różnica pomiędzy lękiem a strachem. Lęk nie przynosi odpowiedzi na pytanie czego się boimy. Odwrotnie do strachu, który chociaż nas stresuje, szybko udziela na zadane pytanie konkretnej odpowiedzi. Jeszcze inaczej rzecz ujmując – lęk nie ma swojego obiektu. W języku potocznym często obydwu stanów używa się wymiennie, jednak chcąc być ścisłym należy stwierdzić, że strach nie jest lękiem, mimo wszelkiego ich pokrewieństwa.
Po takim rozróżnieniu przychodzi na myśl refleksja dotycząca fobii. One słyną z tego, że chory zna obiekt własnego strachu. Uczucie te jest wyjątkowo natężone, aż po najgorsze granice paniki, jednak wiadomo co może wywoływać przerażenie – windy, owady, psy, zamknięte czy otwarte przestrzenie, etc. Gdzie tutaj lęk? Czy nie było w psychopatologii odpowiedniej przegródki dla tego rodzaju zaburzenia? Z odsieczą przychodzi ujęcia kwestii fobicznej w ramach rozumienia psychodynamicznego. Obiekt strachu symbolizuje to, czego chory obawia się tak naprawdę. To ciekawy ruch umysłu – wytworzyć strach, aby ukryć lęk. Słynny przykład działania fobii tyczy się początków psychoanalizy i małego – wielkiego pacjenta Sigmunda Freuda, chłopca zwanego Małym Hansem. Chłopczyk panicznie bał się koni. Finalnie strach skrywał lęki kastracyjne oraz nacechowane ambiwalencją intensywne uczucia dziecka do ojca związane z kompleksem Edypa.
Lęk zawiera w sobie komponentę poznawczą, somatyczną, emocjonalną oraz behawioralną. Ich przejawy są identyczne jak w przypadku strachu, ale to, co dwa te stany odróżnia jest związane z komponentą poznawczą. Nie ma obiektu, który mógłby być zinterpretowany przez umysł jako zagrażający. Występuje raczej poczucie niepewności i chęć namierzenia niebezpieczeństwa – umysł poszukuje źródła dyskomfortu zamiast, jak pod wpływem strachu, skoncentrować się na ucieczce bądź walce. Sytuacja staje się nie tylko niepewna, ma w sobie coś z bycia w przysłowiowym potrzasku.
Elementy somatyczne zawierają w sobie dwa rodzaje reakcji organizmu: zmiany zewnętrzne oraz wewnętrzne. Te pierwsze są widoczne dla potencjalnego obserwatora: skóra osoby znajdującej się pod wpływem lęku blednie, pot perli się na czole, pojawia się gęsia skórka, pocą się dłonie, dochodzi do rozszerzenia źrenic, drżą usta, a na twarzy widać ekspresję mimiczną strachu. Zachodzące równolegle procesy wewnętrzne są nieobserwowalne, dotyczą pracy układu nerwowego – aktywizacja współczulnej części autonomicznego układu nerwowego powoduje przyśpieszony rytm serca, skurcz śledziony oraz wzmożone wydzielanie się czerwonych ciałek krwi w ramach dostarczania organizmowi większej ilości tlenu; oddech przyśpiesza i pogłębia się, a rozszerzenie dróg oddechowych ułatwia dostęp tlenu; adrenalina wydziela się z nadnerczy do krwi, wątroba uwalnia glukozę wraz z kwasami tłuszczowymi które są zużywane przez mięśnie; dochodzi do zahamowania wydzielania kwasu żołądkowego, wyłącza się układ immunologiczny, a pod wpływem nagłej, potężnej dawki stresu może dojść do utraty kontroli nad pęcherzem oraz zwieraczem. Pod wpływem lęku dochodzi do zmian w obszarze emocjonalnym – narasta poczucie przerażenia, grozy oraz paniki, wraz z mdłościami, drżeniem, mrowieniem skóry czy specyficznym wrażeniem w żołądku.
Komponenta behawioralna zawiera w sobie dwa rodzaje zachowań – mimowolne reakcje niepokoju oraz reakcje sprawcze stanowiące dowolną próbę uczynienia czegoś z przytłaczającym poczuciem zagrożenia. Tak opisany lęk staje się właściwie konkretnym zjawiskiem w postaci, np. objawu psychiatrycznego lub wyizolowanego stanu psychologicznego. Nie wydaje się to być jednak wystarczające. Pracując z pacjentami można odnieść wrażenie, że lęk wyraźnie wpisuje się w ich życiową narrację, staje się potężną częścią jakiegoś wątku egzystencjalnego dotyczącego ich rozwoju.
Gdyby zaobserwować jak lęk powiązany jest z osobowością osoby cierpiącej, można byłoby wyjść z następującej obserwacji – im silniejsza struktura osobowości, bardziej zwarta i stabilna, tym lęki wydają się nie tylko bardziej adekwatne ale również mniej dezorganizujące. Zaczynając od namysłu nad zaburzeniami osobowości neurotycznych, gdzie to raczej dana cecha jest patologicznie usztywniona, a struktura pozostaje stabilna, nienaruszona – takie osoby charakteryzują się sprecyzowanym funkcjonowaniem moralnym. Często lęk dopada je w momencie przekroczenia danej normy etycznej czy społecznej. W tej grupie ludzkie sumienie jest nad wyraz surowe, przypominające wymagającego, bacznego na dobre wychowanie oraz godność prowadzenie się swojego dziecka, rodzica. Lęk pojawia się wtedy jako stan zwany poczuciem winy. Wyrzuty sumienia mogą być spowodowane faktycznym wydarzeniem, ale mogą być wzbudzone na poziomie nieświadomym.
Kolejnym rodzajem lęków, występującym u osób aktualnie zmagającymi się z pozostałościami kompleksu Edypa, są wspomniane wcześniej lęki kastracyjne. Sumienie przypomina tu figurę mściwego rodzica, gotowego brutalnie przywołać pociechę do porządku poprzez wykastrowanie jej. Gdyby chcieć ten rodzaj lęku nazwać bardziej ogólnie można byłoby ubrać go w słowa, że jest to lęk przed karą, wzbudzony za sprawą zachowań, ale także myśli czy fantazji. Gdy umysł wypełnia się rozpaczą dążąc w stronę depresji, wzmaga się lęk przed utratą miłości obiektu. Metaforycznie przypomina to sytuację w której podmiot utożsamia się z dzieckiem mającym wrażenie, że straciło miłość ukochanego rodzica, co przynosi ogromne poczucie bycia zawodzącym, a tym samym bezwartościowym, nie mogącym znaleźć odkupienia człowiekiem. Lęk ten wyznacza pewną granicę, za którą struktura osobowości zaczyna się chwiać, a jeszcze dalej – rozpadać.
Osoby cierpiące na ciężkie zaburzenia osobowości (np. borderline) są przepełnione lękiem separacyjnym czyli związanym z utratą obiektu. Ich umysł jest przerażony sytuacją, w której mogliby zostać porzuceni czy opuszczeni. Obiekt wtedy nie tylko pozbawia ich swojej miłości, lecz także obecności. Używając metafory: małe, depresyjne dziecko czuje się niekochane, chociaż wciąż rodzica posiada. Z kolei jeszcze mniejsze, czyli jeszcze bardziej potrzebujące dziecko „z pogranicza”, nie tylko nie uzyskuje miłości rodzica, ale zostaje przez niego porzucone. Jest samotne, pozbawione opieki, nie mogące w żaden sposób zaspokoić swoich potrzeb.
Tak rozumiany lęk separacyjny jest przenoszony na świat zewnętrzny, co powoduje, że chory przeżywa koszmar w każdej znaczącej relacji, ale też, jako że kwestia tyczy się konkretnej rzeczywistości, może mieć nadzieję, na sprawowanie jakiejkolwiek kontroli, aby obiekt go nie opuścił – rodzic, partner, przyjaciel, ktokolwiek by to nie był. Ukryty pozostaje fakt, że to chory opuszcza, zaniedbuje, porzuca sam siebie. Nie mogąc zaopiekować się sobą, często troska jest wymuszana na innych, co daje dwie korzyści: zapewnia (chwilowo) idealny rodzaj opiekuńczej relacji, którą może kontrolować, a po drugie – czyni z zewnętrznego obiektu depozyt na dobre, kochające aspekty osobowości, aby chronić je przed wewnętrznymi odpowiadającymi za destrukcję.
Gdy struktura osobowości chwieje się w posadach narastają lęki prześladowcze, charakterystyczne dla np. paranoicznych zaburzeń osobowości i w mocniejszym nasileniu już psychoz. Chory obawia się, że zostanie zniszczony, zdradzony i wykorzystany. Każdy może być przeciwko niemu, co jest projekcją archaicznego prekursora sumienia, gotowego zniszczyć życie pacjenta. Powiedzieć, że mowa tu o nadmiernym sumieniu, to nic nie powiedzieć. Stąd też określenie prekursora, jako wypełnionej po brzegi destrukcją, nienawiścią i zawiścią tajemniczej figury (zazwyczaj macierzyńskiej), będącego prymitywnym zalążkiem sumienia. Projekcja pozwala schronić się przed własnymi łożami agresji i zawiści.
Lęk ten wywodzi się z wcześnie niemowlęcych faz życia, stąd jego intensywność. Wszelka deprywacja związana z nieobecnością czy choćby chwilową nieuwagą matki zostaje odbierana jako intencjonalny atak na istnienie niemowlęcia, stanowiąc w istocie przeniesiony wyraz jego własnych, nienawistnych uczuć wobec opiekuna. Lęk przed dezintegracją jest wyrazem rozpadu struktury osobowości, czyli wejścia na płaszczyznę psychozy. Zagrożone jest już samo istnienie. Fuzja między dzieckiem a matką jest tak silna, że nie wiadomo gdzie i kiedy zaczyna/kończy się granica własnego istnienia, a życie poza tą fuzją wydaje się być przerażające, zagadkowe i niemożliwe. Przejawem tak zbudowanego świata wewnętrznego jest poczucie chorego, że słyszy głosy lub że inni czytają mu w myślach. Co może dziwić, to jasne określenie lęku powiązanego z daną grupą zaburzeń. Dlaczego więc nie strach? Warto zwrócić uwagę na to, że bardzo często obawy pacjentów są nieuświadomione. Dopiero w trakcie pracy psychoterapeutycznej potrafią oni odkryć i nazwać własne obawy. Ale to dość powierzchowna odpowiedź…
Bardziej precyzyjna tyczy się tego, że najbardziej nieświadomy pozostaje dla pacjenta fakt, że on sam nosi w sobie powód własnego dyskomfortu. Kiedy ta część jest w nim, budzi się silny lęk. Mechanizm projekcji czy identyfikacji projekcyjnej doprowadza raczej do poczucia strachu, czyli do nazwania niebezpieczeństwa, za cenę unikania spoglądania w głąb siebie. Myśl o tym, że raczej sam jestem w stanie zdradzić i zniszczyć siebie oraz świat swoich relacji, wydaje się trudniejsza do przyjęcia niż kwestia zaniedbującej matki, niewiernej żony czy sadystycznego pracodawcy. Widoczny jest tu wyraźny ruch dialektyczny – uświadomienie sobie własnej destrukcji, prowadziłoby do pierwszej grupy lęków- teraz to podmiot wie, że zrobił źle, że skrzywdził, zawiódł, może nawet że zasługuje na karę. Dialektyka ta nie jest przypadkowa. Pierwotniejsze lęki wpisujące się w to, co Melanie Klein nazwała pozycją schizo-paranoidalną, chronią przed ty lękami wpisującymi się w pozycję depresyjną. Odpowiedzialność za siebie oraz innych wydaje się być nie do zniesienia. Stawia człowieka wobec wielkich życiowych frustracji – że nie można mieć ukochanych osób na własność, że nie można być wszechmocnie wyposażoną, nieśmiertelną istotą, że nie ma idealnego opiekuna w świecie zapewniającym oceaniczne uczucie dobra. Wrażenie piekła zdaje się być wtedy lepszą perspektywą niż brak nieba. Jest jednak w lęku coś, co może umknąć – wola. Wola przetrwania, zachowania życia, zbudowania relacji, znalezienia odkupienia i pojednania. Człowiek bez lęku byłby bezwzględny wobec siebie oraz innych. Już na poziomie atawistycznym lęk ma za zadanie chronić poprzez wzbudzenie czujności. Przypomina archetypowo dobrego pasterza.
I tu widać jego janusowe oblicze- z jednej strony opiekuna, z drugiej terrorysty. Pomoc związana z przepracowaniem lęku powinna zrobić to, co powinno być celem zmiany osobowości- uczynić go nie tyle wrogiem lub wybawcą, co czymś wystarczająco dobrym.
Bibliografia
- Caligor C., Kernberg O.F., Clarkin J.F., Yeomans F.E. Psychoterapia psychodynamiczna patologii osobowości. Leczenie self i funkcjonowania interpersonalnego. Kraków: Krakowskie Centrum Psychodynamiczne 2019
- Gabbard G.O. Psychiatria psychodynamiczna w praktyce klinicznej. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2009
- Kępiński A. Lęk. Kraków: Wydawnictwo Literackie 2012
- Kępiński A. Psychopatologia nerwic. Kraków: Wydawnictwo Literackie 2009
- Klein M. Miłość, poczucie winy i reparacja. Pisma tom 1. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne 2007
- Seligman M.E.P., Walker E.F., Rosenhan D.L. Psychopatologia. Poznań: Zysk i S-ka 2003